"Rodzice czyściochy". Dziecko przestało chodzić, żeby nie nabrudzić
- Chłopiec w kółko mył ręce. Aż do zdarcia naskórka. Prysznic brał kilka, kilkanaście razy w ciągu dnia. Po wypróżnieniu stosował lewatywę z apteki, żeby pozbyć się uczucia nieczystości. Rodzice czyściochy, więc długo wydawało im się, że to normalne i się cieszyli - o rodzinach, w których panuje mania czystości, opowiada Igor Wiśniewski, psycholog dziecięcy.
Blanka Rogowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Mąż koleżanki kocha porządek. Zawsze się o to kłócili, ale prawdziwy problem pojawił się, gdy urodziło się dziecko. Ona twierdzi, że przez obsesyjne zwracanie uwagi i krzyki, dziecko zamyka się w sobie i nie chce eksplorować świata. Dziewczyna myśli o rozwodzie.
Igor Wiśniewski, psycholog dziecięcy: - Miałem w gabinecie wiele takich historii. Dosłownie kalka twojej opowieści.
Mogłoby się zdawać, że kobiety są bardziej pedantyczne. A z moich obserwacji wynika, że nadmiarowość w zakresie czystości dotyka raczej mężczyzn.
To często ojcowie, których nie ma cały dzień w domu. Wracają i są zdziwieni, że dzieci eksplorują świat, zostawiają ślady. Nie trzeba mieć OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, objawiające się ciągłą potrzebą wykonywania jakiejś czynności, np. sprzątania, mycia rąk), żeby złe emocje po stresującym dniu uruchomiły się pod wpływem bałaganu. I wylały na rodzinę: dziecko i zmęczoną mamę, która wbrew pozorom cały dzień czuwała nad względnym porządkiem.
Jakie mogą być konsekwencje?
- Strach przed poznawaniem świata i siebie. Jak dziecko ma się nauczyć nalewać napój do szklanki, jeśli nie wylewając?
Jeśli każdorazowe sprzątanie wiąże się z napięciem u rodziców, dziecko to wyczuje. Znam dzieci dwuletnie, które przez manię czystości rodziców boją się wstać, bo pobrudzą sobie rajstopki. Boją się jeść, bo zakruszą dywan. Boją się własnego cienia. Mają silne zaburzenia lękowe.
Znałem chłopca, którego konsultował nawet ortopeda. Okazało się, że fizycznie rozwija się według normy. Nie chodził ze strachu, że coś pobrudzi, zniszczy.
Zaszczepiając myśl, że brud jest zły, a brudne dziecko musi natychmiast się umyć, liczmy się z tym, że implikujemy możliwy lęk przed zanieczyszczeniem. A to może skutkować trudnym procesem odpieluchowania, moczeniem się, problemami z trzymaniem kału.
Dziecko myśli: skoro brud jest zły, to to, co się ze mnie wydobywa, też jest złe. Wstrzymuje stolec na siłę. W nocy nie wytrzymuje. Brudzi łóżko. Rodzice biegną do lekarza, ale szybko okazuje się, że nie o to chodzi.
Znam przypadki, gdzie pedantyczna postawa rodzica zaprowadziła dziecko do OCD. Najmłodsi pacjenci mieli cztery lata.
Chcę mieć czysto w domu i chcę nauczyć dziecko dobrych nawyków. Gdzie jest granica przesady?
- Najpierw trzeba sobie uprzytomnić granicę kompetencji dziecka w danym wieku. Oczekiwanie od dwulatka, że posprząta klocki bez naszej pomocy, jest na wyrost. Na dziesięć rozrzuconych taki maluch posprząta jeden i to widząc, że dziewięć wrzuciliśmy do skrzyni my.
Wytarcie rozlanego płynu, proste pozmywanie naczynia to indywidualna kwestia, ale celowałbym między drugi a czwarty rok życia.
Warto wyczuć ten moment, gdy dziecko samo rwie się do pracy. I koniecznie zadać sobie pytanie: dlaczego my generalnie nie lubimy sprzątać?
Dlaczego?
- W większości domów sprzątanie kojarzy się negatywnie. Jest karą. Jest związane z krzykiem rodzica, kłótniami. Gdy mamy sprzątnąć jako dorośli, to chcąc nie chcąc w głowie odtwarzamy te przykre wspomnienia.
Historia z gabinetu. Mama opowiada, jak ojciec krzyczy za każdym razem na kilkulatka, gdy ten coś rozleje. Przyszli znajomi taty. I jednemu też się zdarzyło coś rozlać. "A teraz czemu nie krzyczysz? Też rozlał. Na dziecko ci łatwiej?" - zapytała go żona.
Jak odczarować sprzątanie?
- Przedstawić jako naturalną konsekwencję. Jeśli rozlewam, to ścieram, jak rozsypię, to zbieram. Nie krzyczę, że dziecko nakruszyło. Mówię: jedząc kruszymy, więc teraz odkurzmy. Dodaję, że o porządek dbamy, bo przyjemniej się żyje w ładzie, a nie dlatego, że będzie awantura. Zaznaczam, że jeśli samo nie umie sobie poradzić, to powinno poprosić o pomoc. Nie ma ludzi idealnych.
Chyba łatwiej powiedzieć niż zrobić...
- Może się tak wydawać, zwłaszcza tym, którym sprzątanie z dzieciństwa kojarzy się ze stresem, krzykiem, awanturą. Przy dużym poziomie samoregulacji rodziców naprawdę może być inaczej.
Pamiętajmy, że dzieci są różne. Jedne lubią mieć na środku pokoju zabawki z różnych kategorii, bo w zabawie potrafią powiązać lalki z samochodami, choć według nas wymieszanie ich to już jest bałagan. Są dzieci, które bawią się zestawem konkretnych zabawek, odkładają je na miejsce, biorą kolejne.
Czy wyciągnięcie wszystkiego na środek może być sygnałem, że dziecko ma ADHD?
- Nie ma reguły. Bywa, że cechy ADHD objawiają się w nieporządku. Znam dzieci z ADHD, które już w tym wieku w ramach samoregulacji zaburzenia, bardzo dbają o porządek. Pedantyczność - i u dorosłego, i u dziecka - może być przejawem braku poczucia bezpieczeństwa. Potrzebujemy rutyny, uporządkowania świata zewnętrznego, kiedy sami mamy w sobie wiele obaw. To coś, co daje poczucie kontroli.
Przejdźmy do starszych dzieci. Czy stan porządku pokoju nastolatka to częsty temat rozmów w gabinecie?
- Nie tylko w gabinecie, bo sam mam w domu nastolatka.
Jest takie powiedzenie, że co w głowie, to na biurku. Chaos związany z reorganizacją psychologiczną układu nerwowego i całej tożsamości nastolatka przekłada się na chaos w pokoju. Dzieci wcześniej uporządkowane w wieku nastoletnim stają się władcami chaosu. To wynika z procesu dojrzewania i często wcale nie stanowi chęci zrobienia rodzicowi na złość.
O ile ten chaos jest niezagrażający, odpuściłbym. Jeśli jest związany z brakiem higieny, trzeba zareagować.
Jeśli dziecko ma rozrzucone tysiąc markerów na biurku, stertę książek na podłodze, krzywo przyklejone plakaty z koncertów, dałbym spokój. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby któryś z nastolatków powiedział, że nie umie czegoś w swoim bałaganie znaleźć. Nastolatki są mistrzami zarządzania chaosem.
Dla nastolatka kluczowa jest prywatność. Pokój jest bardzo ważnym kawałkiem jego sekretnego świata. Wchodząc tam, zaczynając agresywnie wyrzucać rzeczy z szuflad, możemy go zranić.
Co robić?
- Stawiać granice, zawierać kompromisy. Punktem odniesienia powinna być higiena. Zagryzam zęby i nie krzyczę, że wszystkie książki są wyjęte. Widocznie moje dziecko ma taką metodę nauki. Ale brudna bielizna zalegająca w kącie to za dużo.
Z historii z mojego gabinetu wynika, że najwięcej problemów ze sprzątaniem mają nastolatkowie z domów, gdzie pracuje osoba zatrudniona do sprzątania. Mówią matce: "ty płacisz i nie zniżasz się do sprzątania, więc czemu ja mam to robić?". Dochodzi do tego, że osoby sprzątające mają za zadanie ominąć pokój nastolatka.
Niezależnie od tego, z jakim problemem przyjdzie do mnie nastolatek i jego opiekunowie, temat bałaganu prawie na pewno się pojawi. Bywa, że jest objawem buntu. Innym razem jest wypadkową np. depresji. Zdarza się, że źródłem konfliktu są nie tyle problemy dziecka, co rodziców.
Rodzic nastolatka, który przesadza w kwestii sprzątania?
- Miałem liczne przypadki, gdzie okazało się, że pomocy terapeutycznej potrzebuje nie tyle nastolatek, co rodzice. Na jednego dorośli krzyczeli, że plecak nie może leżeć na ziemi w windzie, bo są tam zarazki. Żeby nie dotykać poręczy, bo tam są bakterie. Pedantyczność dorosłych generowała nieustanne konflikty. Chłopak dostawał kary. Szlaban mógł zarobić za to, że wniósł kurtkę do pokoju, zamiast zostawić na wieszaku.
Inny przypadek. U chłopca zaczęły nasilać się objawy z kategorii OCD. Rodzice czyściochy, więc długo wydawało im się, że to normalne i się cieszyli.
Co się działo?
- Chłopiec w kółko mył ręce. Aż do zdarcia naskórka. Szorował w wodzie z mydłem po kilkanaście minut wiele razy dziennie. Prysznic brał kilka, kilkanaście razy w ciągu dnia. Po wypróżnieniu stosował lewatywę z apteki, żeby pozbyć się uczucia nieczystości.
Inna sytuacja. Rodzice pedantycznością doprowadzili dziewczynę do lęku przed zarazkami. Doszło do tego, że to oni 15-latce wiązali buty. Twierdziła, że na butach są bakterie. To nie tak, że ona wykorzystywała sytuację. To były prawdziwe stany lękowe. Gdyby sama je zawiązała, to od razu pobiegłaby umyć ręce. A skóra na dłoniach wysuszona, popękana, przekrwiona. Poza domem obuwia nie zmieniała wcale.
Oczekiwania dotyczące porządku wraz z pojawieniem się dziecka muszą uleć zmianie. Tak jak od siebie nie możemy wymagać 100 proc., tak samo od dziecka. Zwłaszcza, że ono jest odrębnym człowiekiem.
Często frustrujemy się nie dlatego, że jest bałagan, ale dlatego, że czujemy się nieskuteczni, że dziecko nie robi czegoś tak, jak chcemy.
Znajomi i przyjaciele bywają dobrym filtrem. Można zapytać szczerze: "czy uważasz, że ten bałagan to przesada?", "czy uważasz, że jestem pedantyczny?".
Dom to nasza wizytówka, ale też bezpieczna przystań, w której - co zrozumiałe - chcemy mieć ład. Ale nic nie jest ważniejsze od ludzi i relacji.