Partnerzy w cyfrowym świecie. "Lepiej mieć relacje niż rację"
- Możemy przegapić moment, w którym dziecko zamknie przed nami drzwi do swojego wirtualnego świata i już nas do niego nie wpuści. Co z tego, że "wyjdzie na nasze", skoro stracimy coś znacznie cenniejszego - podkreśla Marcin Perfuński, tata pięciu córek i autor bloga SuperTATA, na którym dzieli się radami, jak stawać się lepszym rodzicem.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski: internet to dla dzieci i nastolatków niemal druga rzeczywistość, o czym pewnie doskonale wiesz jako tata pięciu dorastających córek. Jak uczyć dziecko mądrze korzystać z sieci i być obecnym rodzicem w jego wirtualnym świecie?
Marcin Perfuński: Rodzic powinien być przewodnikiem dziecka w cyfrowym świecie od najmłodszych lat, a nie wkraczać niespodziewanie, kiedy jest już nastolatkiem. To jednak wymaga świadomości. Żeby ją zdobyć, potrzebujemy czasu, to tak naprawdę nieustanny proces, który polega m.in. na ciągłej aktualizacji wiedzy.
Nie chodzi tu tylko o to, by móc pokazać dziecku negatywne strony internetu, bo tych pozytywnych jest zdecydowanie więcej. Niestety o ciemnych stronach zawsze mówi się najgłośniej, przez co zapominamy, że sieć i nowe technologie to przede wszystkim okno na świat.
KP: Jak znaleźć czas na aktualizację tej wiedzy, jeśli jesteśmy zabiegani, zmęczeni albo zwyczajnie zagubieni w wirtualnej rzeczywistości swoich dzieci?
MP: Przede wszystkim nie powinniśmy się obwiniać, bo każdy rodzic ma prawo nie wiedzieć. Warto też uświadomić sobie, że świat nowych technologii jest jak pociąg, który zawsze będzie nas wyprzedzał. Będzie pędził coraz szybciej, a my - z racji tego, że przybywa nam lat - będziemy myśleć wolniej. Nie przeskoczymy tego, więc po prostu to zaakceptujmy. Dzięki temu będziemy działać z większym spokojem.
Bardzo dobrym pomysłem jest krótka "prasówka", którą możemy robić każdego dnia, przejrzeć, o czym piszą portale, sprawdzić nawet plotki, które mogą nas nie interesować, ale dzięki nim dowiemy się np. co się dzieje u znanych influencerów, w których dzieciaki są zapatrzone.
To ma podwójną korzyść, bo rośnie nasza wiedza o świecie, w którym funkcjonuje nasze dziecko, a konkretne przykłady możemy wykorzystać jako pretekst do rozmowy. Jeśli chcemy rozmawiać, zarówno o pozytywnych, jak i negatywnych zjawiskach, najlepiej posłużyć się przykładami, szczególnie tymi, które działają na emocje.
Przykład pierwszy z brzegu i nadal aktualny - Pandora Gate (afera, w którą zamieszani są czołowi polscy youtuberzy - red.). Taka afera to idealny moment, by porozmawiać z dzieckiem, zapytać go o jego odczucia i uświadomić zagrożenia, ale nie na zasadzie straszenia, tylko pokazania, że sieć to nie tylko rozrywka, ale też odpowiedzialność.
Traktujmy dziecko jak partnera, bo w cyfrowym świecie faktycznie tymi partnerami jesteśmy. Pokażmy, że nie krytykujemy jego świata, ale chcemy o nim rozmawiać, także dlatego, że sami chcemy się czegoś nowego dowiedzieć.
Warto zachęcać dziecko do tego, by dzieliło się z nami tym, co go w sieci interesuje. Jak najczęściej pytajmy, co ciekawego ostatnio odkryło, czytało, a odpowiedzi potraktujmy jak kolejne "haczyki" do rozmowy. Wbrew temu, co sądzi wielu rodziców, od dzieci i nastolatków możemy się nauczyć wielu rzeczy, które mogą nas pozytywnie zaskoczyć.
KP: Córki dzielą się z tobą takimi odkryciami?
MP: W przypadku najmłodszej córki, która ma 6 lat, to na razie ja jestem tym, który pokazuje, inspiruje i zachęca. Podpowiadam jej, chociażby ciekawe aplikacje, np. do śledzenia gwiazdozbiorów czy poznawania roślin, które doskonale rozwijają jej wiedzę o świecie.
W przypadku starszych córek, role się powoli odwracają. Ostatnio najstarsza córka, 14-latka, podzieliła się ze mną podcastami o bardzo aktualnym problemie wśród nastolatków dotyczącym problemów psychicznych i możliwościach pomocy. To było dla mnie ogromne i bardzo pozytywne zaskoczenie. Powinniśmy bardziej zaufać naszym dzieciom, bo one też potrafią korzystać z sieci i znaleźć w niej wartościowe treści. Nie zakładajmy, że marnują tam tylko czas.
Jestem zwolennikiem budowania w dzieciach sprawczości, której one bardzo potrzebują. Uświadomiła mi to kiedyś jedna z córek, kiedy zapytałem, dlaczego tak lubi grać w konkretną grę na smartfonie. Miała wtedy kilka lat, więc odpowiedziała jednym prostym zdaniem: naciskam guziki i się dzieje. Nawet taki niepozorny komunikat kilkulatka powinniśmy potraktować jak informację zwrotną.
Zorientowałem się, że zwraca mi uwagę, że chce mieć na coś wpływ. I faktycznie, kiedy zaczęliśmy ją potem zachęcać do kreatywnego działania, próbowania nowych rzeczy, ujawniła wiele talentów. Sieć daje wiele możliwości wszechstronnego rozwoju dla dziecka.
Dobrze, jeśli uświadomimy dziecku, że nie musi być tylko biernym konsumentem internetu, ale ma szansę, by stać się jego aktywnym użytkownikiem. Możliwości jest wiele, dają je m.in. blogi, vlogi, media społecznościowe w tym popularny wśród dzieci i nastolatków TikTok czy YouTube.
Zachęćmy je do tworzenia własnych wartościowych treści, co także rozwinie ich wyobraźnię i kreatywność. Sieć zmienia się codziennie na naszych oczach i to nasze dzieci będą ją kiedyś "meblować".
KP: A co z tzw. kontrolą rodzicielską, popierasz korzystanie z takich aplikacji?
MP: Mam je zainstalowane, ale nie używam ich do kontroli, tylko raczej monitoringu rodzicielskiego. Dzięki nim wiem, co moje córki robią w sieci i o czym z nimi potem rozmawiać.
Tymczasem wielu rodziców używając takich aplikacji, idzie na skróty, a to nie służy ani im, ani dzieciom. Odgórnie blokują, zarządzają harmonogramem, ustawiają limity i mają poczucie, że problem został rozwiązany. A przecież dziecko bez problemu dotrze do konkretnych treści, korzystając np. z telefonu kolegów, którzy takiej blokady nie mają.
Pomijając już nawet starą zasadę, że zakazany owoc smakuje najlepiej, możemy szybko stracić jedną z możliwości budowania relacji z dzieckiem. Aplikacje, podobnie jak każde zakazy i "szlabany" nie są cudownym rozwiązaniem, które wszystko za nas załatwi.
Kluczowa jest obecność i rozmowa, a niestety u wielu rodziców na aplikacjach do kontroli rodzicielskiej kończy się kontakt z cyfrowym światem, w którym porusza się dziecko. Stosując ograniczenia, krytykując i zabraniając, możemy przegapić moment, w którym dziecko zamknie przed nami drzwi do swojego wirtualnego świata i już nas do niego nie wpuści. Wbrew pozorom trudno to potem odkręcić.
Psujemy więc relacje, zamiast je budować, a także tracimy faktyczną kontrolę nad tym, co dziecko robi w sieci. Pamiętajmy, że najlepiej sprawdza się zasada - lepiej mieć relacje niż rację. Co z tego, że "wyjdzie na nasze", skoro stracimy coś znacznie cenniejszego.