Dlaczego warto, żeby dziecko się pobrudziło? Stymulacja układu immunologicznego
Rodzice boją się drobnoustrojów, wierząc, że brak kontaktu z nimi zapewni dziecku zdrowie. Nie jest to prawdą. Przesadna higienizacja życia prowadzi bowiem do spadku odporności, a tym samym – częstszych infekcji.
Chociaż drobnoustroje zwykle kojarzymy z chorobami, są one niezwykle potrzebne. Kontakt z nimi zapewnia "trening" układu odpornościowego, który warunkuje zdrowie malucha i sprawia, że mniej choruje i łatwiej przechodzi ewentualne infekcje.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Dużo mówi się o tym, że w krajach rozwiniętych dzieci żyją obecnie we wręcz sterylnych warunkach, co może się przyczyniać do zwiększonej zachorowalności na alergie. Czy to prawda?
Lek. med. Małgorzata Żółtowska, specjalista pediatra i alergolog lecząca dzieci m.in. w Przychodni Konstancin: - Tak, potwierdziły to już badania trwające ponad dwadzieścia lat.
Brytyjski epidemiolog prof. David Strachan sformułował wówczas pierwszą teorię higieniczną, którą zawarł w artykule pod tytułem "Katar sienny, higiena i rozmiar gospodarstwa domowego".
Badania wykazały, że zwiększona zapadalność na choroby alergiczne związana jest z szeroko pojętym zachodnim stylem życia: zwiększoną higieną, ale także zmniejszoną liczbą członków rodziny (co przekłada się na mniejszy kontakt z wirusami i bakteriami), zmianą diety, częstym stosowaniem antybiotyków, zanieczyszczeniem środowiska. To między innymi wpływa na zaburzenie naturalnej flory bakteryjnej.
Czy w Polsce faktycznie możemy mówić o epidemii alergii wśród dzieci?
- Tak, jest bardzo dużo zachorowań. W 2008 roku przeprowadzono badania ECAP "Częstość występowania alergii w Polsce".
Wykazało ono, że jeden na czterech Polaków ma alergię. Obecnie uważa się, że problem ten dotyczy nawet co drugiej osoby. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest nadmierna higienizacja życia.
Jak jej zatem uniknąć w przypadku najmłodszych? Większość rodziców, by nie zaszkodzić dzieciom, wciąż coś wokół nich czyści, wyparza, dezynfekuje…
- Przede wszystkim nie powinniśmy nadmiernie sterylizować i czyścić przestrzeni wokół dziecka. Jeśli np. parzymy smoczek malucha wodą, to jest to w porządku. Jednak jeśli stosujemy regularnie środki chemiczne, odkażamy co chwilę ręce, czyścimy non stop płaskie powierzchnie, stosujemy silne detergenty, to nie jest to wspierające dla flory bakteryjnej dziecka ani dla jego skóry. Wiele takich mocno działających środków ma właściwości szkodliwe i alergizujące.
Trzeba pamiętać, że nadmierne wyjałowienie środowiska nie sprzyja naszemu układowi immunologicznemu. Jeśli tej stymulacji nie ma przez zbyt sterylne warunki, układ odpornościowy nie ma możliwości "prawidłowego treningu", czyli dojrzewania w kontakcie z różnorodną mikroflorą.
Wtedy może uaktywniać inne szlaki i być za bardzo pobudzany, reagując na przykład na własne komórki czy substancje ze środowiska, które normalnie są dla człowieka niegroźne. W ten sposób dochodzi do alergii. Jest to nadmierna reakcja organizmu np. na pyłki roślin, roztocze kurzu domowego, pokarmy czy sierść zwierząt.
Czyli, kolokwialnie mówiąc, brud jest dziecku potrzebny?
- Tak. Brud, czyli drobnoustroje występujące w środowisku, stymulują układ odpornościowy dziecka w prawidłowy sposób, czyli taki, że przy kontakcie z wirusami czy bakteriami nabywa on pamięci dotyczącej tego, co jest dla niego dobre, a co nie. Wtedy w sytuacji, gdy patogenny wirus lub bakteria zaatakuje dziecko w czasie infekcji, prawidłowo stymulowany układ immunologiczny jest go w stanie przed nimi obronić.
Warto dodać, że 80 proc. naszej odporności bierze się z jelit. Kontakt z "brudem" pozwala dziecku dbać o mikrobiologiczną różnorodność flory bakteryjnej, która w nich występuje.
Jak to dokładnie działa?
- Dużo znajdujących się w jelitach bakterii znajduje się fizjologicznie w środowisku. Dziecko, poznając świat poprzez wkładanie do buzi np. swoich paluszków czy innych przedmiotów, wspomaga rozwój swojej odporności poprzez kontakt nie tylko z tymi dobrymi bakteriami, ale także z tymi bardziej groźnymi, czyli patogenami.
U zdrowego, dobrze zadbanego i odżywionego dziecka, na skutek takiej regularnej stymulacji będzie dochodziło do naturalnej równowagi między dobrymi i chorobotwórczymi mikrobami w jego przewodzie pokarmowym. A wtedy nawet jeśli maluch połknie w ten sposób bakterię chorobotwórczą, to ma szansę nie zachorować – właśnie na skutek wcześniejszego, prawidłowego treningu układu immunologicznego. Dojdzie wtedy do zniszczenia bakterii zanim rozwinie się choroba.
Czyli z brudem za pan brat. Od lat mówi się nawet, że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko…
- Faktycznie coś w tym jest. Brudne dziecko, które biega po placu zabaw, siedzi w piaskownicy, jeździ na rowerze, chodzi po drzewach, kąpie się w jeziorze, ma kontakt z drobnoustrojami, które mogą wspierać układ immunologiczny. To rzeczywiście jest brud wspierający. Takie dziecko mniej choruje, lepiej się rozwija.
Jak więc znaleźć złoty środek pomiędzy życiem w nadmiernie sterylnych warunkach a życiem w brudzie, żeby nie przesadzić w żadną stronę?
- Pozwalać dzieciom doświadczać tego, co jest normalne i powszechne. Z jednej strony nie pozwalać maluchom czworakować w sklepie, lizać podłogi w przychodni, całować się z psem czy jeść spleśniałego jedzenia, bo to by było nadmierne stymulowanie układu immunologicznego malucha i mogłoby spowodować zachorowanie. Z drugiej – nie biegać po mieszkaniu wciąż ze ścierką i środkami do sprzątania. Pozwolić dziecku doświadczać, pobrudzić się. Nie musi być czyste ani sterylne.
Pamiętajmy także, że niczym nieskrępowane, radosne dziecko, to dziecko szczęśliwe, a z kolei szczęśliwe dziecko ma mniejsze stężenie kortyzolu we krwi. Dzięki temu jest mniej zestresowane, a stres jest jednym z tych czynników, które także znacząco obniżają odporność.
Stres kojarzy nam się z życiem dorosłych, rzadko myślimy o nim w kontekście dzieci…
- Tak, chociaż dla najmłodszych stresujące są zupełnie inne sytuacje. Dla malucha stresem może być np. pójście do żłobka i rozłąka z mamą. Taka trauma może sprawić, że dziecko będzie co chwilę chorować – i to nie tylko dlatego, że w placówce ma kontakt z dużą zbiorowością ludzi i drobnoustrojów, ale też właśnie przez nadmiar stresu. Na chorobę z kolei może dostawać antybiotyki, które dodatkowo osłabią jego układ immunologiczny.
Dla dziecka nawet prosta uwaga, typu "znowu jesteś brudny", która dla dorosłych jest błahostką, może wywołać stres. Często przychodzą do mnie do gabinetu rodzice z dziećmi i mówią: "oj, przepraszam, synek taki brudny, bo dopiero wyszedł z przedszkola". A ja wtedy często mówię: "brudny znaczy szczęśliwy".
W moim poczuciu w Polsce za bardzo się dzieciom wszystkiego zabrania. Za dużą wagę przywiązujemy do tego, by dziecko było czyste, ładnie ubrane i grzeczne. A to nie ma wiele wspólnego ze szczęśliwym, beztroskim dzieckiem. Dziecko powinno być swobodne, radosne, powinno mieć możliwość eksploracji środowiska, które je otacza, pobrudzenia się. Czyste ubranko wcale nie jest najważniejsze.